Manifesto

Nieznany pisarz

Nieznany pisarz chodzi po ulicach miasta całkowicie anonimowy. Nikt go nie zna, nikt o nim nie słyszał. Nawet nie wie, że o nim czytasz, choć dla ciebie więc nie jest taki nieznany, to jednak nie wie o twoim istnieniu, dla niego ty jesteś nieznanym czytelnikiem. Nieznany pisarz na co dzień robi coś innego, niż pisze. Musi zarabiać na życie, jak każdy, kto nie jest znany z pisania. Czasami jest to ciężka, fizyczna praca. Nie skarży się, ale musi w duchu przyznać, że w ten sposób trudno wymyślać powieści. Nieznany pisarz, jako bohater niekoniecznie będzie dla kogoś interesujący, pewnie też nie, jako pisarz, ponieważ pisze o sobie. Jak gdyby liczył na to, że gdy ukończy swoją powieść, akurat zostanie ogłoszony konkurs – na najnudniejszą książkę na świecie. Póki co, musi się zadowalać przebłyskiem przyszłej sławy w oczach mijanych ludzi, gdy na ich pytania odpowie czymś błyskotliwym. Czasem więc ktoś docenia jego słowa, lecz to, niestety, są krótkie, płochliwe chwile.

Nieznany pisarz przemyka ulicami miasta, jak wampir. Chciałby wyssać z ludzi ich zainteresowanie jego pisaniem, ale niestety nie jest to możliwe. Pozostanie głodny. Ludzi interesują tylko ich własne sprawy. Czasem sprawy ludzi, którzy odnieśli sukces, ponieważ wtedy czekają aż tych szczęśliwych i bogatych ludzi spotka coś złego. Nieznany pisarz nie odniósł sukcesu, jest wręcz jego zaprzeczeniem. Nie istnieje więc dla innych ludzi, czy raczej istnieje jakby w innym wymiarze. Ale spokojnie, nie tylko oni go nie zauważają – on także ich nie widzi. On także nie czuje, aby byli z nim w tym samym czasie i w tym samym miejscu. Jest samotny i głodny wrażeń. Niezaspokojony. Ulice rozbrzmiewają jego krokami. Które jednak tak naprawdę nigdzie nie prowadzą. Już dawno stracił poczucie celu. Jest coraz starszy, ale zarazem się nie starzeje. Myśli, że już urodził się stary i stary jest, i będzie niezmiennie. Może pisać o tym książki. Wszystko jedno czy to jest ponure i nieprzyjemne, skoro nikogo to nie obchodzi. Nieznany pisarz idzie ulicą i śmieje się w duchu z tego, jak to dokuczy wszystkim, gdy stanie się sławny po swojej śmierci. Ci cholerni ludzie będą musieli czytać te nudy, które teraz pisze, od początku szkoły, odkąd tylko nauczą się czytać. Zemsta nieznanych pisarzy zza grobu bywa straszna – stają się znani i cytowani. Stają się klasykami, których wszyscy nienawidzą, a znać muszą. Najgorsza kara ze wszystkich. Młodzi ludzie chcą iść pracować do kamieniołomów, byle nie dostać takiego pytania na maturze. Wolą się stoczyć, zapić, zostać patologią, niż czytać wiersze nieznanych poetów, którzy zyskali sławę po śmierci.

Pewnego dnia nieznany pisarz obudził się, wstał z łóżka, poszedł do łazienki, wymył twarz i spojrzał w lustro nad umywalką, a tam był wciąż ten sam nieznany pisarz. Musiał tylko jeszcze sam siebie zapytać: czy ja naprawdę chcę być znany? Bycie nieznanym jest bardzo wygodne. Nikt nie zaczepia, nikt nie prześladuje. Nikt o mnie nie wie, a z drugiej strony, ja wiem więcej. Noszę w sobie pewną tajemnicę, o której niemal nikt nie wie. Wiem coś o sobie, o czym inni nie mają pojęcia. Jestem jak nieotworzony prezent, który został po świętach po tym, jak całą rodzinę wymordował sąsiad psychopata, który przyszedł nieproszony na świąteczną kolację.

Innego dnia pisarzowi minął cały dzień na niepisaniu. Już jest chyba jasne, że nie mógł zarabiać na życie pisaniem, więc pracował w pracy, gdzie nie pisał. Gdzie nie mógł pisać, bo mógłby stracić pracę. A to mogło oznaczać także stratę życia. I kiedy wrócił do domu, był tak zmęczony, że nie miał siły pisać. Na szczęście nie miało to znaczenia. Nikt nie oczekiwał, że coś napisze. Nieznany pisarz wcale nie musiał się starać, aby być nieznanym. To odróżniało go od tych, którzy się starali, dzięki czemu czasem udawało im się zostać znanymi. Czasami nieznany pisarz sam siebie nie poznawał. Naprawdę jestem pisarzem – dziwił się. A co ja właściwie piszę? Czy jest to literatura, czy może listy do prasy, których nie chciało mi się wysłać. Przecież mijały też nieraz całe lata, a on nie zapisał nawet całej strony… Nie czuł się z tym dobrze. Czasem z tego powodu chodził do lekarzy, ale mieli go za symulanta, albo co najmniej hipochondryka. Nic panu nie jest, najwyżej jest pan przemęczony. Proszę nic nie robić, to panu przejdzie. Ale ja muszę pisać – usiłował zaprzeczyć, to jednak tylko ich bawiło. Co pan pisze? Donosy? I musiał się nad tym zastanowić, bo rzeczywiście przestawał lubić ludzi. Mógł dzięki temu na nich donieść. Że kradną czas. Albo zdradzają zakończenia książek. Nigdy tego nie robił, chociaż go korciło. Może jestem i nieznany – myślał, ale nie chcę, aby w końcu ktoś mnie poznał od złej strony. Zresztą zawsze starał się odwracać do ludzi swoim lepszym, prawym profilem.

Przewijanie do góry